sobota, 9 maja 2015

Dział Drugi

Johanna i Gale... Johanna i Gale... Te słowa, brzmią w mojej głowie, od tamtego dnia. Nie żałuję im szczęścia, cieszę się ze spotkania z przyjacielem. I to samo czuję co do spotkania z Johanną. Jestem bardzo ciekawa, czy Gale ją zmienił. Mam nadzieję że dzieci się nie przemęczą. Wesele będzie trwało całą noc, a jak doliczyć ceremonię to jeszcze więcej. Boję się jechania pociągiem, wiąże się z nim tyle wspomnień. Pierwsza wyprawa do Kapitolu, Tournee Zwycięzców i ponowna wycieczka na arenę, gdzie straciłam ukochanego. Z roztargnienia wyrywa mnie głos Peety:
- Idź ocucić Haymitcha! - krzyczy, a ja nie wiem o co chodzi wszystko odbywa się dopiero za pięć dni...
- Ale po co?
- Katniss, on jest pijany - patrzy się na mnie.
- Już idę - mówię.
Odkąd nie ma tutaj Hazelle, dom mojego mentora popada w ruinę. Jak zwykle, śpi z bronią w lewej ręce, biorę więc wazon z wodą i podchodzę do niego. Przed tym jednak, szturcham go w ramię i nagle się budzi. Przewracam się i czuję lodowaty chłód na plecach. To Haymitch wylał na mnie zawartość naczynia. Po moim ciele, przechodzi zimny dreszcz. Mam ochotę wstać i mu przyłożyć, ale się opanowuję.
- Haymitch, ty! - wykrzykuję.
- A jakbyś ty to na mnie wylała? Byłoby śmiesznie? - śmieje się ochryple.
- Mamy rewanż.. - odpowiadam.
Wtem do domu, wbiega zdenerwowany Peeta, mierzy mnie wzrokiem.
    - Katniss, Haymitch - mówi - czy wyście powariowali?! - wykrzykuje.
- Nie, ja tylko... - nic nie mów - warczę do Haymitcha
- U niego jest zimno, nikt tu nie pali w piecu, błagam! - krzyczy mój mąż.
Wstaję i podchodzę do ukochanego, który mnie przytula. To najpiękniejsze uczucie, przerywa mój były mentor.
- Gołąbeczki, jesteście u mnie - mierzy mnie wzrokiem, a ja tylko mrużę oczy i idę do naszego domu.
Dostaję kurtkę Peety, pomimo że to tylko parę metrów, mam ochotę zginąć, by przestać odczuwać chłód który chucha mi na plecy. Ukochany mierzy mnie wzrokiem, tym samym co przed laty gdy chciał mnie zabić. Wiem, że nawiedza go fala wspomnień których tak cholernie nienawidzi. To nie minie, będzie mu towarzyszyć przez całe nasze życie...Przytulam się do niego, jest tak kochany, nawet teraz jego ramiona mnie nie zostawiają... Zapominam o wszelkim złu tego świata, dalej idziemy przytuleni co wygląda dość śmiesznie, bo ja idę do tyłu, a on do przodu. Gdy wchodzimy do domu, nasze dzieci jeszcze śpią.
- Mówiłem ci dziś jak bardzo cię kocham? - Spogląda prosto w moje, oczy.
- Dziś? Nie - odpowiadam.
- Kocham cię, Panno Mellark! - wykrzykuje i bierze mnie na ręce.
Czuję się błogo. Nawet mokra bluzka mi nie przeszkadza, wystarczy że jestem w ramionach kogoś bardzo mi bliskiego.
   Tylko płacz mojego dziecka, może mnie wybudzić ze śpiączki, której główną przyczyną jest miłość, moja do Peety. Boję się, że to uczucie wygaśnie, a wraz z nim ja.
- Kochanie, muszę już iść, słyszysz? - pytam, muskając wzrokiem jego twarz.
- Niestety - wybucha śmiechem.
- No widzisz, muszę ogarnąć, te nasze dziaciaczki - mówię, a on zakrywa twarz poduszką.
- Nasze, to słowo podoba mi się najbardziej - odpowiada.
- Nasze.
Idę do góry, wchodzę do sypialni, ale nikogo tam nie ma. Nie ma Willow i Rye'go, nie wiem co się dzieje. Chcę krzyczeć, ale z moich ust wydobywa się skrzeczenie jak u awoksa. Słyszę "mamo", przytłumione dźwięki, ale idę. Otwieram drzwi, do naszej łazienki. Ogarnia mnie szczęście i złość, nie mogłam ich znaleźć, a w tym czasie Willow, myje zęby.
- Kochanieńka - mruczę, muskając wzrokiem twarz córki.
- Co mamo? Ja tylko... - nie daje jej zakończyć.
- Tak wiem. Uwierz mi, boję się o was! - wykrzykuję.
Biorę Rye'go na ręce i schodzę z nim na dół, gdzie czeka jego tatuś. Oddaje małego ojcu, a sama biorę się za przygotowywanie ubioru, dla siebie i Willow. Wybieram skromną niebieską sukienkę z aksamitnym kołnierzykiem i czarne szpilki. Dla córeczki, biorę różową, z falbankami i dopasowanymi bucikami. Wiem, że będzie się jej podobać. Mój mąż co chwilę daje znaki że jest dobrze.
- Peeta, ty wybierz rzeczy dla siebie i małego, dobrze? - ironicznie się uśmiecham, bo wiem że tego nienawidzi.
- Yhm... - burczy.
Niepewnie podchodzi, do szafy i bierze pierwszy lepszy garnitur. Dla małego wysila swoje zdolności i znajduje. Bluzeczkę w kratkę i czarne spodnie, całość ozdabiają czarne lakierki. Kiwam głową na znak, że jest dobrze. A więc ubrania już gotowe. Uśmiecham się i odprężam.
- I jak wybrałem? - pyta się.
- Może, być... jednak, sama nie znam się na ciuchach - oboje wybuchamy śmiechem.
Siadam na kanapę i przytulam Rye, który nic nie wie. Dowie się o Igrzyskach Głodowych, o tym wszystkim. Boję się jednak, by ich nie zrazić do siebie, w końcu zabijałam ludzi. Niczym się nie różnie od Cato, Glimmer, Clove. Może jednym szczególikiem, ja żyję...
Dzień po woli dobiega końca. Mój ukochany siada na balkonie i obserwuje zachodzące słońce. Mam chwilkę dla siebie, chwilkę? Jakieś pół godziny. Starczy mi czasu, by wziąć kąpiel. Nasza łazienka jest przestronna, w wannie mogłabym pływać. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, bo nie muszę się gnieść w drewnianej wanience. Zrzucam z siebie wszystko i wchodzę do wody. Chwila odprężenia, po ciężkim dniu.
   Pół godziny, mija bardzo szybko, i słyszę pukanie do drzwi.
- Zaraz! - krzyczę zanim zdążę usłyszeć cokolwiek.
Wychodzę opatulam się szlafrokiem i już jestem gotowa. Na łóżku, czeka na mnie bielizna nocna, to mój mąż ją przygotował.
- Dziękuję miśku - wybuchamy śmiechem.
- Proszę - odpowiada bez wyrazu.
Kiedy drzwi się za nim zamykają, ubieram się. Znów zakładam na siebie szlafrok i wychodzę na balkon. Niedawno, wredny chłód, teraz letni wietrzyk. Czuję się jak nowo narodzona, szczęśliwa i kochana. Nie boję się że coś mnie nagrywa, mogę bez przeszkód stać i się nie ruszać. Postanawiam iść do kuchni i coś ugotować. Wiem, że kiepska ze mnie kucharka, ale cóż?
   Postanawiam upiec chleb, mąż będzie ze mnie dumny. Biorę mąkę i robię ciasto. Kiedy wkładam je do piekarnika, wychodzi roznegliżowany Peeta. Nic mi nie robi jego widok, tylko dzieci...
- Peetuś, skarbie ubierz coś! - wykrzykuję, a mój ukochany zjawia się chwilę potem w samych bokserkach, ale w czymś. Widok, jego torsu przyprawia mnie o dreszcze.
- Skarbie, jutro jedziemy wybrać prezent dla przyszłej Panny Hawthorne! - przypomina mi.
- Tak, wiem!
Słyszę dobiegający krzyk z balkonu...


9 komentarzy:

  1. Superowe!!Kiedy kolejny rodzial?

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowe!!Kiedy kolejny rodzial?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wybaczę ci jak zabijesz te dzieci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem co zrobię :D. Ale na pewno ich nie zabiję ;).

      Usuń
  4. Podoba mi się że jest to ich życie po Epilogu. Również podoba mi się Peeta w roli ojca <3 Jak oni sobie słodzą, skarbie, misiu, Hahahahaha :') Co ja moge powiedzieć ?
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ''Peetuś'' haha :DD genialny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No takie faajnem <3 *.* ZABIJ GALE'A!

    OdpowiedzUsuń

Mrs. Punk